OPOWIEŚCI O TEATRZE LALEK NOWY TEKST

Jak chleb powszedni

Lata powojenne w Polsce oraz tzw. „demoludach” czyli krajach Europy środkowo-wschodniej pozostającej pod władzą radzieckiego socjalizmu dały teatrowi lalek egzystencjalną i zawodową stabilizację. W naszym kraju utworzono sieć blisko trzydziestu państwowych instytucji z etatowymi pracownikami – zarówno artystami: aktorami, reżyserami, scenografami czy kompozytorami; jak też licznym zespołem administracyjno-technicznym: obsługą sceny, organizacją widowni, pracownią plastyczną itp. Po załamaniu się tamtego systemu politycznego, w nowym już porządku ustrojowym, na początku lat 90. minionego stulecia teatry te z państwowych stały się samorządowymi (wojewódzkimi, miejskimi lub powiatowymi). Nie zmieniło to jednak zasadniczo ich struktury organizacyjnej ani repertuarowych reguł działania. Pozostają więc przede wszystkim teatrami dla dzieci. Owszem powstawały i powstają tam interesujące a czasem nawet wybitne przedstawienia dla dorosłych, ale dzieje się to niejako „na marginesie” twórczości skierowanej do dzieci.

Ta swoista stabilizacja scen lalkowych sprzyjała i sprzyjać powinna tworzeniu wartościowej sztuki, zwłaszcza że wspierana jest niemal od początku poprzez zawodowe szkolnictwo akademickie – filie warszawskiej i krakowskiej uczelni teatralnych w Białymstoku i Wrocławiu. Kiedyś trafiała tam większość absolwentów, bo też i nie było wielu możliwości wyboru. Mówiło się, że można pójść „albo do lalek, albo do dramatu”. Jednak „powiew wolności” wiele pozmieniał.

Pierwszy raz jego ożywcze tchnienie dane mi było odczuć w maju 1989 r., kiedy to, studentami jeszcze będąc białostockich Wydziałów Lalkarskich, jako Grupa „3/3 & Co.” szczęśliwym zrządzeniem losu mogliśmy zagrać w Palermo na Sycylii. A miało to miejsce podczas festiwalu, który odbywał się w plenerze, w miejskim parku. Oprócz nas, spakowanych wraz z teatralnymi akcesoriami do plecaków (gdyż dotarliśmy tam transportem publicznym, wypożyczonymi samochodami i autostopem), uczestniczyło w nim kilkanaście równie małych, a nawet i jednoosobowych teatrów. Z rozmów, jakie nawiązywały się przy okazji, wynikało, że prowadzą one rodzaj wędrownego żywota, podróżując pomiędzy różnymi imprezami, głównie festiwalami. O, jak mnie to wówczas urzekło! Dlatego późniejsze festiwalowe podróże z Unią Teatr Niemożliwy traktuję jako spełnienie marzeń.

Teatr stwarza szczególną więź między tworzącymi go osobami. Im więcej wykonuje się przy tym wspólnej pracy, im dłużej się ze sobą przebywa, tym więź owa staje się mocniejsza. Niemal jak w rodzinie. W II połowie XX w., głównie w Stanach Zjednoczonych Ameryki, teatralni zapaleńcy gromadzili się w tzw. komuny – wspólnie żyli i wspólnie tworzyli. Wiodącą, wręcz kultową grupą był założony w 1947 r. w Nowym Jorku The Living Theatre.

Na gruncie teatrów lalkowych, najciekawszym i najgłośniejszym zjawiskiem okazał się The Bread and Puppet Theater. Jego pomysłodawcą, założycielem i twórczym „guru” był urodzony w 1934 r. w polskim dziś Lubinie niemiecki artysta Peter Schumann. W 1961 r. wyemigrował on z Europy do Nowego Jorku i tam po dwóch latach stworzył swój niezwykły teatr, który od połowy lat 70. do dziś funkcjonuje na farmie w Glover w stanie Vermont, będącej domem artystów, jak i miejscem przedstawień (wystawianych i w zamkniętej przestrzeni, i w plenerze). Schumannowi udało się stworzyć miejsce, do którego od wielu lat przybywają wciąż nowe osoby. Organizowany przez niego festiwal cieszył się wielką sławą i bywały momenty, że ściągał tysiące widzów z całego świata. Powstało tam również imponujące muzeum lalek obrazujące ponad cztery dekady pracy zespołu.

Specyfiką i fenomenem tego teatru było nie tylko jego funkcjonowanie jako wspólnoty, gdzie wszyscy mieszkali i pracowali razem, czy jadali wspólne posiłki. Podstawowy rytuał stanowiło wypiekanie, a następnie dzielenie się świeżym chlebem. Peter Schuman wprost to wyjaśniał: „Nazwaliśmy nasz teatr teatrem chleba i lalki, gdyż sądziliśmy, że teatr, tak jak chleb powinien być artykułem pierwszej potrzeby”. „Moc chleba jest oczywista. Ludzie są głodni. Podjąć pracę piekarza to poświęcić się wypiekaniu chleba łatwego do przeżucia i strawienia, dostępnego dla wszystkich. Kawałek chleba, który dajemy wam tak samo jak przedstawienie, oznacza, że nasz chleb i nasz teatr to jedno ”. Dla Bread and Puppet pieczenie chleba było równie ważne jak robienie lalek.

W sferze czysto artystycznej Schumann tworzył niezwykle oryginalne dzieła. Jego lalki robione z tanich materiałów wedle najbardziej bujnych i niespodziewanych pomysłów własnych, czy podrzuconych mu przez dzieci lub przez przyjaciół, charakteryzowała prostota, ale też niezwykła sugestywność. Kiedy dla pomysłów Schumanna zamknięte pomieszczenia okazały się zbyt ciasne, zdecydował się grać na ulicach. Taka przestrzeń wymagała jednak innej skali lalek. I tak powstał niejako znak firmowy Bread and Puppet – wielkie, nawet do 5 m wysokości, marionety. „Kukły – jak mówił o nich Schumann - mają kapitalną siłę wewnętrzną. Mogą być śmieszne, albo przerażające. Mogą – wyłącznie przez swoje rozmiary – powiedzieć to, czego aktorzy i dramatopisarze powiedzieć nie mogą”. Te formy połączone z graną za każdym razem na żywo muzyką, prostym przekazem decydowały o wielkim sukcesie spektakli The Bread and Puppet Theater. Warto przy tym zaznaczyć, że wykonawcy najczęściej nie byli zawodowymi artystami, nie animowano więc lalek w sposób perfekcyjny. O sukcesie przedstawień Schumanna decydowała w znacznej mierze również tematyka. Oparte na fragmentach Biblii, wątkach mitycznych czy baśniowych miały charakter moralitetów poprzez nieustanne wołanie o sprawiedliwość społeczną, stawanie po stronie słabszych i pokrzywdzonych (np. Indian w Ameryce, narodu wietnamskiego druzgotanego straszliwą wojną itd.).

„My przez kontekst i przetworzenie zmieniamy śmieci w sztukę. Po co? Żeby zmienić świat. I ciągle wraca do mnie pytanie: jak zmienić świat? W co zmienić świat?” Już samo stawianie takiego pytania otwiera ścieżkę ku wolności przekonań, ku nieskrępowanym niczym artystycznym wizjom. W teatrze Schumanna wciąż czuje się ducha wolności, jakiego doświadczają ci, którzy zdecydowali się na teatralną niezależność; dla których teatr stał się „chlebem powszednim”.

Cytaty z wypowiedzi Petera Schumanna zaczerpnięto z Zeszytów naukowych Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie nr 5/2013.

Popularne posty