KONIEC OPOWIEŚCI O TEATRZE LALEK
Nieograniczone
możliwości
Nadszedł już ten moment, kiedy, ukazawszy różne formy i
oblicza teatru lalek, opowieść o nim należałoby zakończyć i jakoś podsumować, a
może nawet pokusić się o próbę ukazania jego dalszych perspektyw. Nie chcę
jednak ani oceniać, ani klasyfikować, ani „wieszczyć”.
Po prostu, jak wielu innych pociągnęła mnie kiedyś
kusząca swą magicznością uroda lalek. Jak potrafi być silna, przekonałem się przeszło
40 lat temu, kiedy miałem szczęście uczestniczyć w jednym z organizowanych
przez wrocławski Teatr „Kalambur” i jej szefa, Bogusława Litwińca Festiwali Teatru Otwartego. Na tyle otwartego,
że zapraszano tam teatry lalek. Przyjechała wówczas m.in. katalońska grupa Els
Comediants z Barcelony, która pod koniec warsztatowo-integracyjnego tygodnia w
Oleśnicy zaprezentowała się na ulicach tego niewielkiego miasta. W godzinach
popołudniowych wkroczyła na nie, przy żywiołowej muzyce i tańcach, animując olbrzymie
lalki, podążające w korowodzie ku tamtejszemu zamkowi. Przechodnie najpierw
przystawali, z zaciekawieniem patrząc na tak niezwykłą „procesję”, a następnie
większość z nich dała się porwać w rytm tańca i zabawy. Wśród wessanych w wir
tej parady było też sporo niemłodych już kobiet wracających do domów z siatkami
ciężkimi od zakupów. I zdawać się mogło, że ich pląsy to tylko chwilowe
oderwanie się od siermiężnej peerelowskiej rzeczywistości, a jednak większość z
nich dotarła na dziedziniec zamku, do końca patrząc oczarowana na pełne
prostoty i nieodpartego uroku opowieści prowadzone przy użyciu lalek przez
katalońskich artystów.
Formy i sposoby prezentacji spektakli Els Comediants,
choć bardziej nastawione na zabawę, bliskie są opisanemu wcześniej The
Bread and Puppet Theater. W tym miejscu zacytuję więc ponownie Petera
Schumanna: „Podczas przedstawienia lalkowego dajemy wam kawałek
chleba, ponieważ nasz chleb i nasz teatr znaczą to samo. (…) Chcemy, żebyście
zrozumieli, że teatr nie ma ustalonej formy, że nie jest miejscem handlu, gdzie
za coś się płaci i coś się otrzymuje. Teatr to co innego. Tu bardziej chodzi o chleb,
o potrzebę. Teatr jest formą religii. Jest radością. Wygłasza kazania i
kształtuje właściwy rytuał, w którym aktorzy próbują wznieść się ku czystości i
ekstazie, zawartych w zdarzeniach, w których oni sami uczestniczą.”
Podsumowująco niech wybrzmią w tym miejscu słowa Henryka
Jurkowskiego: „Teatr lalek od czasu swych narodzin służył nieustająco tworzeniu
modelu świata (w tym sensie służył także mitowi), wskazując za pomocą metafor,
że istoty żyjące zależne są od sił wyższych, głownie bogów i przeznaczenia.
Było także rzeczą jasną, że metafora ta, przywołująca podstawowe zależności
między człowiekiem i siłami nadprzyrodzonymi, stała się modelem wszelkich
innych zależności i mogła służyć wielu fabułom i opowieściom. Było to pierwsze
obrazowe uogólnienie sytuacji egzystencjalnej człowieka” („Matamorfozy teatru
lalek w XX wieku”, s.223).
Natomiast „nawrócona” na teatr lalek – bo się nim
zachwyciła i uwierzyła w jego możliwości – krytyk teatralny, Hanna Baltyn –
Karpińska (1956-2014), recenzując jeden z pierwszych Festiwali Teatrów Lalek
dla Dorosłych „Lalka też człowiek” organizowanych w Warszawie przez Unię Teatr
Niemożliwy, napisała: „Teatr, najogólniej mówiąc, animacji przedmiotu (bo lalka
nie musi wcale być lalką w tradycyjnym znaczeniu tego słowa) zachwyca bogactwem
środków formalnych, nieograniczonymi możliwościami ożywiania martwej materii i
swą autonomią – nie tekst jest w nim najważniejszy, tylko teatralność właśnie,
magia kreowanych na scenie zamkniętych światów, niekoniecznie przenikających
się ze światem widzianym za oknem. (…) Przez słowo „świat” rozumiem nie tylko
styl, bo indywidualny styl ma wielu lalkarzy, ale wizję, na tyle silną i
pociągającą, że potrafi wzbudzić
rezonans w sercach widzów” („Lalka też człowiek”, Teatr Lalek nr 4(91)/2007).
Tymczasem, jak napisał w niedawno wydanej a godnej polecenia historii
teatru. Marvin Carlson, „w kulturze Zachodu teatry lalkowe uważano zazwyczaj za
formę podrzędną, przeznaczoną dla dzieci lub za niewyszukaną rozrywkę ludową. W
czasach obecnych takiego przekonania nie powinni wygłaszać poważni studenci
studiów nad teatrem. Pogląd ten ulega obecnie zmianie wraz z zyskiwaniem przez
teatr poszanowania, widoczności i światowości w połączeniu z rosnącą
świadomością bogatej tradycji teatrów lalkowych wśród publiczności świata
zachodniego” (M. Carlson, „Teatr”, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, 2020,
s.14).
Będę niezmiernie rad, jeśli to, co tutaj zebrałem i
napisałem przyczyni się do zmiany przekonań nie tylko studiujących nad teatrem.
Wojciech Olejnik