NASTĘPNA CZĘŚĆ OPOWIEŚCI O TEATRZE LALEK
Naśladowanie
czy inspiracja?
Wczytując się w historię teatru lalek, nietrudno zauważyć
pewną prawidłowość. Otóż teatr ten przenosił na swój „grunt”, na właściwe sobie
środki wyrazu, a w pewnym sensie wręcz kopiował tematy i formy inscenizacyjne
stosowane w teatrach z udziałem żywych aktorów. Tak było w przypadku misteriów,
moralitetów, komedii dell’arte…
Chociażby zaczynający robić w XIX wieku zawrotną karierę „melodramat
pojawił się w teatrze lalek z kilkunastoletnim opóźnieniem w stosunku do
teatrów aktorskich”, jak pisze Henryk Jurkowski w II tomie „Dziejów teatru
lalek” - „Od romantyzmu do wielkiej reformy teatru”. Rzec można, że lalkarze zachowywali się nieco
asekuracyjnie, sięgając po sprawdzony już przez żywego aktora repertuar lub
formę sceniczną, bądź jedno i drugie naraz. Mieli czas na przystosowanie tekstów do własnych potrzeb,
co polegało głównie na skrótach: wyrzucaniu drugoplanowych wątków; ograniczaniu,
na rzecz wartkości, długości dialogów. W melodramacie akurat najbardziej
atrakcyjna dla widza jest bowiem pełna miłosnych intryg i niespodziewanych
zwrotów akcja. Mogli też niejedno podpatrzyć i rzetelnie rozpracować.
„Przedstawienia tych sztuk przygotowywano w teatrach lalek z wielką
starannością, lecz pojmowaną w szczególny sposób. Ambicją pryncypała było
wierne naśladowanie przedstawień teatru aktorskiego. Na afiszach, zgodnie z
prawdą, zapewniano, że dekoracje, kostiumy i rekwizyty zostały skopiowane z
teatru Porte-Saint-Martin. Starano się też o wierne zachowanie inscenizacji, a
przede wszystkim o efektowne przekazanie scen nastrojowych i dramatycznych. W Krwawej zakonnicy było niemało ku temu
okazji. Zapadanie się katakumb wymagało pomysłowości technicznej, lecz rezultat
był podobno sensacyjny. Duże wrażenie
robiły także ruiny klasztoru w zimnym blasku księżyca. Podobnie – pojawienie
się widma zakonnicy, które poddano prawom perspektywy. Pokazywano ją na różnych
planach , używając do tego celu lalek o różnej wielkości” – tak o jednym z
przedstawień (o jakże znamiennym tytule!) we Francji napisał w cytowanym już
wyżej dziele Henryk Jurkowski.
Wcześniej doskonałością w kopiowaniu „żywej” chlubiło się
zapewne też wielu twórców lalkowej opery. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że
pierwotnie operą określano inny rodzaj przedstawień niż rozumie się to
obecnie. W renesansowych Włoszech
publiczność wręcz przepadała za spektaklami z bogactwem rozmaitych efektów, zmianami
dekoracji z użyciem scenicznych maszynerii, metamorfozami postaci, pojedynkami,
baletem i dodaną do tego farsą – niezbędnym elementem niemal każdego
teatralnego widowiska. Te bogate w
formie przedstawienia nazywano „operą” w znaczeniu „dzieła”. Kiedy do tych wszystkich atrakcji z czasem
dodano więcej muzyki i partie śpiewane, stworzony został rodzaj, podziwianego
po dzień dzisiejszy, najpełniejszego widowiska teatralnego – opery.
Trudno więc, by tak ogromnym możliwościom scenicznym mogli
oprzeć się lalkarze. I choć pierwsze opery zawierały elementy ludowej komedii
dell’arte, to o sztuce tej – wymagającej sporych nakładów finansowych, a więc i
hojnego mecenatu – możemy mówić jako o elitarnej. Pierwsze przedstawienia
lalkowych oper, o których dziś wiemy, prezentowane były w połowie XVII w. w pałacach
włoskich kardynałów, za aprobatą, a czasem wręcz z inicjatywy samego papieża. Wkrótce
opera lub jej parodie zyskały popularność w całej Europie. W kolejnym stuleciu
stały się ulubioną rozrywką na arystokratycznych dworach. Najsłynniejsze
zespoły funkcjonowały na dworze cesarskim w Wiedniu. Dla teatrów lalkowych
pisali opery m.in. dwaj klasycy wiedeńscy: Joseph Haydn i Wolfgang Amadeusz
Mozart. Z Wiednia też zapraszano operowe zespoły marionetkowe na polskie dwory
książęce i magnackie. Sam Stanisław August Poniatowski, ostatni król polski,
był podobno miłośnikiem teatru lalkowego i przypuszczać można, że oglądał
również którąś z marionetkowych oper. W czasach już nieco nam bliższych wielką
sławą cieszył się utworzony w 1912 r. w Rzymie Teatro dei Piccoli. Jego
założyciel, Vittorio Podrecca, działał z wielkim rozmachem, dysponując już po
paru latach niebagatelną ilością 1200 marionetek metrowej wysokości. W
repertuarze miał m.in. opery Pergolesiego, Mozarta, Rossiniego, czy
Respighiego, jednak specjalizował się w programach składanych typu varietes. Przy
czym nie naśladował wiernie „żywej” opery, a stworzył swój własny styl. Programy
te i opery prezentował po całym świecie,
parokrotnie też gościł w Polsce, przyciągając tłumy. Można powiedzieć, że Podrecca,
zyskując szerokie uznanie publiczności i krytyki artystycznej, wyniósł teatr
lalek na wyżyny nie tylko teatralnej sztuki.
Obecnie funkcjonuje zaledwie kilka zespołów specjalizujących
się w marionetkowej operze. Najsłynniejszy z nich działa w mozartowskim
Salzburgu. Ceniony jest przede wszystkim za perfekcyjną animację lalek, dbałość
o sceniczne detale oraz wysoki poziom muzyczny. Warto odnotować, że również w
Polsce podejmowane były próby utworzenia stałego lalkowego teatru operowego. W
latach 80. ubiegłego stulecia udało się to Warszawskiej Operze Kameralnej. Za
niewątpliwy sukces artystyczny uznać należy ze wszech miar udane, w pełni
profesjonalne (z udziałem grającej na żywo orkiestry i muzyków) realizacje
„Aptekarza” Haydna, „Piotrusia i wilka” Prokofiewa i „Karnawału zwierząt”
Saint-Saensa, „La serva padrona” Pergolesiego czy „Bastien i Bastienne”
Mozarta. Problemy lokalowe sprawiły jednak,
że Operowa Scena Marionetek częściej prezentowała swe przedstawienia podczas
licznych wojaży poza granicami kraju niż w Warszawie. Ostatecznie po dziesięciu
latach działalności, Scena ta została rozwiązana. Jej twórca, Lesław Piecka podejmował jeszcze
kolejne próby (m.in. w warszawskich Łazienkach Królewskich), ale nie nabrały
one charakteru przedsięwzięć stałych.
Postawione w tytule pytanie: naśladowanie czy inspiracja,
nie zmierza bynajmniej do jednoznacznej odpowiedzi, a tym bardziej oceny. Bez
zainspirowania, zachwycenia się konkretną formą scenicznej wypowiedzi nie
sposób przecież podjąć się nawet podstawowej jej rekonstrukcji. A przecież
lalki – choćby najbardziej nawet upodobnione do człowieka – rządzą się
właściwymi sobie „prawami”, odmiennymi od żywego aktora środkami wyrazu. Ich
zastosowanie będzie więc zawsze procesem twórczym. Warto więc doceniać również
te, niestety coraz rzadsze jak omawiana powyżej opera, formy klasycznego teatru
lalek, gdzie stawia się nade wszystko na kunszt wykonawczy, obejmujący
scenografię, konstrukcję lalek i nieodzowną perfekcję animacyjną.